poszukiwanie-pracy-na-polnocy

Zbigniew Ginalski 73 lata

adam Biegi, Dyscyplina, Kolarstwo 0 Comments

To absolutny sportowy fenomen. Biega, pływa i jeździ na rowerze tak szybko, że zawstydziłby niejednego młokosa. Nie przeszkadza mu to, że ma na karku już… 73 lata.

Pierwsze wrażenie podczas spotkania ze Zbigniewem Ginalskim z Rzędkowic? Zwyczajny, sympatyczny pan, który w swoim życiu wiele już przeżył. Wystarczy jednak zerknąć na rząd pucharów w jego domu, a następnie dostrzec błysk w oku mężczyzny, gdy rozpoczynamy rozmowę na temat triathlonu. Teraz wiem to już na pewno – mam do czynienia z osobą nietuzinkową.

– Ważyłem 100 kilogramów, ale nie czułem się wtedy grubo, ponieważ zawsze spotykałem ludzi grubszych od siebie. Przyszedł jednak pewien moment w życiu, dokładnie 23 lata temu, gdy zorientowałem się, że jednak coś ze mną nie jest w porządku. Groził mi zawał, nadciśnienie… Uznałem, że muszę coś z tym zrobić – wspomina Zbigniew Ginalski. Zaczął trenować, lecz biegał po asfalcie i w nieodpowiednich butach, co spowodowało kontuzje. Nagle pojawił się jednak triathlon i tak to wszystko się zaczęło.

Ile startów ma już za sobą? Przekonuje, że sam już nie może się w tym wszystkim połapać. – Kto by zresztą liczył takie głupoty! W życiu są ważniejsze rzeczy, tak jak moje zdrowie. Na punkcie triathlonu mam już fioła i jest tak, że po prostu muszę się przebiec. Są jednak tego pozytywy, ponieważ nie widzę żadnych przeszkód w swoim życiu – zaznacza 73-letni mieszkaniec Rzędkowic. Uważa, że forma fizyczna wiąże się z formą psychiczną i jeśli jesteśmy w przysłowiowym „gazie”, to nie ma takiej siły, która by nas zatrzymała.

Dzień Zbigniewa Ginalskiego zaczyna się od wypicia wody z miodem i rozciągania. Mija 40 minut. Później bieg albo rower. Zależy od dnia, ale czas się nie zmienia. Na to poświęca ponad godzinę. W wolnych chwilach pomaga młodzieży w nauce, a latem organizuje zawody pływackie nad zalewem w Dzibicach. W swoim życiu pływania nauczył już 137 dzieci. Gdy chce się zrelaksować gra w tenisa ziemnego na korcie zlokalizowanym tuż za domem. Jak przystało na sportowy tryb życia, stroni od alkoholu, chociaż jak sam przyznaje w piwnicy ma 300 litrów wina. Pana Zbigniewa nie zobaczymy też z papierosem w ustach. Jak żona reaguje na jego aktywność? – To jest najmniej ważne – uśmiecha się Maria Ginalska. – Po prostu go podziwiam. Całą noc potrafi jechać na zawody pociągiem w okropnych warunkach. Stoi i trzyma pionowo rower, ponieważ inaczej się nie da – podkreśla żona sportowca z Rzędkowic, który raz otarł się o śmierć.

Pięć lat temu był w wybornej formie, jechał na rowerze. Zderzył się z autem, a zawiniła kobieta zasiadająca za kierownicą. Samochód został przeznaczony do kasacji! A Zbigniew Ginalski? Uraz głowy, złamane żebra, kontuzja nogi. Czekała go operacja. Po roku wrócił jednak do sportu…

Dodaj komentarz